Anna ma 40 lat, świetną pracę, ładne mieszkanie i mnóstwo przyjaciół. Tylko kiedy przyjeżdża do domu, jej rodzina dobitnie uświadamia jej, że coś jest nie tak. Bo nie ma nikogo. Ile musi minąć czasu, abyśmy społecznie zaakceptowali singielki?
A kto ci kran naprawi?
Gdy Anna przyjeżdża na urodziny czy inną imprezę w rodzinnym gronie, zwykle pierwsze pytanie pada o to, czy kogoś ma. Potem, w raz z wypitym alkoholem przez współbiesiadników, pojawiają się bardziej bezpośrednie pytania. O seks, o to, czy jest lesbijką a nawet, kto ci kran naprawi, jak się zepsuje. A Anna się przecież na tym nie zna.
Kobieta bez mężczyzny przy boku wciąż jest traktowana inaczej. Z przymrużeniem oka patrzy się na jej życie, doszukując się defektów. No, bo przecież gdyby wszystko było ok, to miałaby kogoś jak każdy, czyż nie? Niestety, singielki skazane są na jeszcze większe ale równie idiotyczne sytuacje.
Bycie samej jest OK!
Życie w pojedynkę nie różni się tak naprawdę od życia z kimś. To kwestia przyzwyczajenia i utartych schematów. Do lamusa przeszły już czasy, gdy kobieta nie mogła pracować, nie miała praw wyborczych czy też, że wymagano od niej, że urodzi dzieci i będzie prowadzić dom.
Dzisiaj to kwestia wolności, niezależności i świadomego wyboru. Ot, lepiej żyć w pojedynkę, niż być z byle kim. Lepiej mieć mieszkanie tylko dla siebie, niż przez całe życie być nieszczęśliwym. Bycie singielką to świadomy wybór albo po prostu tak życie się ułożyło. Jednak nie powinien być to absolutnie powód do wstydu.